Eye-tracking, czyli polska okulografia, polega na rejestrowaniu tego, na co, w jakiej kolejności i jak długo człowiek patrzy, czyli na analizie ruchów i punktów fiksacji oczu. Przy użyciu specjalnej kamery można śledzić położenie gałek ocznych, co pozwala na stworzenie ścieżki patrzenia – czyli wizualizacji tego, co przykuło uwagę osoby badanej. Badacze mogą w ten sposób stwierdzić, jak długo i w jakiej kolejności odbiorca przetwarza informacje, na co patrzy w pierwszej kolejności, a co zostało przez niego pominięte.
Śledzenie wzroku może wydawać się rozwiązaniem z przyszłości, tymczasem pierwsze badania w tym zakresie prowadzono już ponad 100 lat temu. W XIX wieku francuski optometrysta Louis Émile Javal zauważył, że oczy poruszają się w specyficzny sposób podczas czytania. W 1908 roku amerykański psycholog Edmund Huey skonstruował pierwsze urządzenie umożliwiające śledzenie ich ruchu. A w 1967 roku, gdy ukazała się przełomowa książka rosyjskiego badacza Alfreda L. Iarbusa Eye Movements and Vision, okulografia zyskała nowe tempo rozwoju jako metoda naukowa.

Współcześnie wiedzę o ruchu oka wykorzystuje się nie tylko w medycynie czy psychologii, lecz także w motoryzacji, sporcie, projektowaniu interfejsów i marketingu. Szczególnie w reklamie technologia eye-trackingu przekłada się na bardzo wymierne, finansowe korzyści. Dzięki możliwości – dosłownego – „spojrzenia wzrokiem klienta” marketerzy dowiadują się, co przyciąga uwagę odbiorcy, a co zostaje przez niego całkowicie pominięte, nawet jeśli on sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Dzięki temu działy marketingu mogą stworzyć przekaz reklamowy, który skutecznie oddziałuje na kupującego.
Tak jak wykorzystanie eye-trackingu jest absolutnie zrozumiałe w przypadku rozwoju technologii czy biznesu, czymś zaskakującym może być jednak stosowanie go… w archeologii. Badacze przeszłości z UW przekonują jednak, że i w tej dziedzinie okulografia może stanowić przełom.
Dr Tomasz Michalik z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW pokazuje w pionierskich badaniach, że to, na czym skupiamy wzrok, patrząc na zabytki może wzbogacić naszą wiedzę o przeszłości, zrozumieć sposoby jej interpretowania, a także uczynić dziedzictwo archeologiczne przystępnym dla przedstawicieli różnych kultur.

Co widzi oko archeologa?
Wzrok jest podstawowym narzędziem w pracy archeologa. To właśnie na podstawie obserwacji znalezisk formułowane są pierwsze hipotezy. Sposób, w jaki patrzymy, nie jest przypadkowy – wpływają na niego cechy osobowościowe, kontekst kulturowy czy wiedza specjalistyczna. Spojrzenie eksperta różni się od spojrzenia laika, a to, co uznajemy za ważne w obiekcie, zależy często od przyzwyczajeń kulturowych i wiedzy. Innymi słowy – coś, co dla archeologa jest wybitnym odkryciem, dla przeciętnego odbiorcy może być nieciekawym kawałkiem skorupy. I odwrotnie – dla turysty najciekawszy może być obiekt, który dobrze wygląda na Instagramie, chociaż nie niesie za sobą tak dużej wartości historycznej.
Aby lepiej zrozumieć, jak różne osoby patrzą na obiekty archeologiczne, dr Tomasz Michalik przeprowadził serię eksperymentów z wykorzystaniem eye-trackingu. Badał zachowania wzrokowe osób oglądających artefakty i malowidła – zarówno w gabinetach archeologicznych, muzeach, jak i na stanowiskach archeologicznych. Badania prowadził m.in. w Starej Dongoli, dawnej stolicy średniowiecznego królestwa Makurii (V–XIV w. n.e.), które było istotnym ośrodkiem chrześcijaństwa w Afryce. To właśnie tam, pośród piasków dzisiejszego Sudanu do dziś zachowały się pozostałości kościołów i klasztorów, a w nich unikatowe malowidła naścienne przedstawiające sceny biblijne, lokalnych władców i duchownych. Archeolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego od lat zajmują się ich dokumentacją i interpretacją, a dr Michalik testuje w tym kontekście możliwości okulografii. Badacz chce w ten sposób sprawdzić, jak różne osoby – lokalni mieszkańcy i turyści – odbierają to, co widzą.

Różne kultury – różne spojrzenia
Jednym z pytań, jakie postawił sobie dr Tomasz Michalik, było to, w jaki sposób kultura, z której pochodzimy, wpływa na sposób postrzegania materialnego dziedzictwa przeszłości. Z badań przeprowadzonych w Starej Dongoli wynika, że Sudańczycy i osoby z krajów zachodnich inaczej eksplorują średniowieczne malowidła chrześcijańskie. W innej kolejności skupiają wzrok na twarzach, atrybutach, stroju i kontekście przedstawionych postaci. Mieszkańcy Sudanu koncentrowali się od początku w większym stopniu niż osoby z krajów zachodnich na atrybutach oraz intensywnie eksplorowali kontekst postaci, natomiast uczestnicy z krajów zachodnich na początku w większym stopniu niż Sudańczycy kierowali wzrok na ciała postaci i ich twarze, w mniejszym stopniu eksplorując ich tło.

Jak podkreśla badacz, wyniki te mogą posłużyć do tworzenia narracji o dziedzictwie dostosowanych do kulturowych sposobów postrzegania. Skoro osoby z różnych środowisk kulturowych „zaczynają” patrzenie od innych miejsc obrazu, a samo malowidło może być odbierane inaczej, w zależności od tego, kto na nie patrzy, to opowieść towarzysząca zabytkowi powinna być projektowana świadomie, z uwzględnieniem tych różnic. Z obserwacji badacza z UW wynika zatem, że aby odbiór zabytku był atrakcyjny dla odbiorców z różnych kultur, warto dostosować kolejność prezentacji, język i akcenty do ich sposobu patrzenia na dzieło.
Edukacja zmienia spojrzenie
W innym z przeprowadzonych badań – już w Warszawie – dr Michalik postanowił sprawdzić, czy wiedza zdobywana na studiach może zmieniać nasz sposób patrzenia na przedstawione postacie. Studenci archeologii zostali poproszeni o obejrzenie malowideł z Galerii Faras w Muzeum Narodowym w Warszawie – na początku i pod koniec semestru.

– Jedną z cech charakterystycznych wspomnianych malowideł jest to, że osoby święte były przedstawiane na nich jako postacie o białym odcieniu skóry, natomiast lokalni władcy czy biskupi byli malowani zgodnie ze swoim wyglądem, jako osoby o ciemnych odcieniach skóry. Byliśmy ciekawi, czy studenci archeologii będą skupiali się w większym stopniu na osobach o białym kolorze skóry, ponieważ odpowiadają one charakterystyce etnicznej studentów oraz czy edukacja odbyta w ciągu semestru letniego może niwelować „efekt innej rasy”. Nasze badanie pokazało, że studenci archeologii na początku semestru letniego wykazywali tendencję do skupiania się na twarzach osób o białym kolorze skóry, natomiast pod koniec semestru wspomniany efekt znikał. To badanie pilotażowe pokazuje, że wiedza przekazywana na studiach archeologicznych może niwelować nawyki kulturowe, z drugiej strony otwiera ono pytanie o wpływ innych nie zawsze uświadamianych efektów kulturowych na interpretacje archeologiczne – podkreśla badacz.

Badanie wykazało, że wiedza zdobywana w trakcie studiów archeologicznych może stopniowo osłabiać kulturowe nawyki patrzenia, które wcześniej wpływały na sposób odbioru różnych przedstawień wizualnych. Edukacja nie tylko poszerza wiedzę, ale także uczy patrzeć bardziej świadomie i krytycznie, umożliwiając odbiorcom zauważenie czegoś, czego nie uznawali dotąd za istotne – lub co interpretowali w sposób uproszczony.
Idąc dalej tym tropem, dr Tomasz Michalik postanowił sprawdzić, jak skutecznie uczyć studentów patrzenia na artefakty. W tym celu opracował zestaw materiałów dydaktycznych opartych na tzw. eye movement modelling examples (EMME) – czyli nagraniach rejestrujących ruchy gałek ocznych specjalistów podczas analizy zabytków. Studenci porównywali je z rejestracjami spojrzeń osób bez przygotowania archeologicznego. Takie zestawienie pozwoliło im lepiej – bo naocznie – zrozumieć, czym różni się spojrzenie profesjonalisty od intuicyjnego patrzenia laika. Dodatkowo mogli wytrenować się sami, by szybciej rozpoznawać kluczowe elementy obiektów, lepiej rozumieć strategie analityczne ekspertów i rozwijać własne umiejętności obserwacji i interpretacji. Była to jedna z pierwszych prób zastosowania eye-trackingu jako narzędzia dydaktycznego w archeologii – i zarazem sygnał, że widzenie można trenować.

Patrzenie to nie tylko instynkt
– Choć patrzenie może wydawać nam się czynnością intuicyjną, która nie wymaga namysłu, badania w zakresie psychologii pokazują, że mamy ograniczony świadomy wgląd w to, w jaki sposób i na co kierujemy naszą uwagę wzrokową – mówi badacz. Eye-tracking pozwala przełamać tę barierę i zajrzeć w głąb procesu, który zwykle pozostaje niewidoczny – dosłownie i w przenośni.

Jak podkreśla dr Michalik, okulografia może w przyszłości znaleźć zastosowanie nie tylko w edukacji i tworzeniu wystaw muzealnych, ale też w badaniach nad ewolucją umysłu. To narzędzie, które pozwala nie tylko zobaczyć, co widzimy – ale zrozumieć, dlaczego patrzymy właśnie w taki sposób.
Eye-tracking pomaga odsłonić ukryte warstwy naszej percepcji – pokazując, że to, na co kierujemy wzrok, bywa odbiciem kultury, wiedzy i historii zapisanej w nas samych.
