W czasach PRL bezrobocie i bezdomność – zgodnie z ówczesną polityką społeczną państwa – statystycznie i oficjalnie nie istniały. Ich obecność w życiu społecznym była wypierana lub traktowana jako patologia (np. włóczęgostwo).
Dopiero w 2013 roku Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przeprowadziło pierwszą ogólnopolską próbę oszacowania skali bezdomności w Polsce.
Badanie to – realizowane cyklicznie – odbywa się metodą „punktu w czasie”: w jedną wybraną noc, by uniknąć liczenia tych samych osób wielokrotnie. Dzięki zaangażowaniu instytucji publicznych, policji, straży miejskiej, straży granicznej, pracowników socjalnych, wolontariuszy można dotrzeć zarówno do osób bezdomnych przebywających w placówkach pomocowych, jak i tych, którzy z nich nie korzystają.
Wykluczenie mieszkaniowe w liczbach
Bezdomność – według definicji przyjętej przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej – to brak stałego miejsca zamieszkania lub przebywanie w warunkach niespełniających minimalnych standardów mieszkaniowych, takich jak noclegownie, ogrzewalnie, schroniska, pustostany czy przestrzeń publiczna.
W praktyce jednak, jak podkreślają pracownicy socjalni i streetworkerzy, ta definicja nie obejmuje wielu osób żyjących w niestabilnych warunkach – np. tymczasowo mieszkających u znajomych, krewnych czy wychodzących z zakładów karnych.
Dlatego coraz częściej mówi się nie tylko o bezdomności w sensie ścisłym, ale szerzej – o wykluczeniu mieszkaniowym.
Ustawa o pomocy społecznej (art. 6 p. 8) stanowi, że osoba bezdomna to ktoś niemieszkający w lokalu mieszkalnym, w rozumieniu przepisów o ochronie praw lokatorów i mieszkaniowym zasobie gminy, i niezameldowany na pobyt stały, a także zameldowany na pobyt stały w lokum, w którym nie ma możliwości mieszkania.
Bez względu na przyjętą optykę, wspólnym mianownikiem tych sytuacji jest brak własnego, bezpiecznego i trwałego schronienia – jednego z kluczowych elementów stabilności życiowej.
Z danych z lat 2013–2024 wynika, że w Polsce doświadcza bezdomności od 30 do 36 tysięcy osób. W 2024 r. były to 31 042 osoby. Co piątą osobą bezdomną była kobieta, a co dwudziestą dziecko – co przeczy stereotypowi, że bezdomność to wyłącznie „męski problem”. Wśród przyczyn bezdomności – a bywa to splot czynników – pojawiały się: utrata pracy, uzależnienia, konflikty rodzinne, rozpad związku, eksmisje, niepełnosprawność, zły stan zdrowia.
Choć szacunkowa liczba osób w kryzysie bezdomności jest znana, trudno określić, jaki mają one udział wśród osób bezrobotnych – wielu nie rejestruje się w urzędach pracy, część funkcjonuje poza systemem, a statystyki obu grup nie są ze sobą powiązane.
Zatrudnienie i pozyskiwanie środków na życie przez osoby dotknięte bezdomnością poruszane są w rzadko i wymagają badań.
Zdobyć zaufanie
Dr hab. Ewa Flaszyńska z Uniwersytetu Warszawskiego i dr Marta Mikołajczyk z Akademii Pedagogiki Specjalnej postanowiły dotrzeć bezpośrednio do osób w kryzysie bezdomności, by poznać ich sytuację na rynku pracy – w opinii ich samych. Chciały usłyszeć, jakie mają doświadczenia zawodowe, jak korzystają z instrumentów rynku pracy, co motywuje ich do zatrudnienia i jakie bariery wskazują jako przeszkody w powrocie do pracy.
W tym celu zastosowały metodę jakościową, pozwalającą poznać istotę zjawiska z perspektywy jego uczestników. Badanie miało charakter otwartych rozmów, które wymagały wejścia w świat osób badanych – co nie jest łatwe.
– Dotarcie do osób w kryzysie bezdomności to proces wymagający, zarówno organizacyjnie, jak i emocjonalnie. Trudnością jest przede wszystkim brak stałego miejsca pobytu – część osób żyje poza placówkami, często zmienia lokalizacje, unika kontaktu z instytucjami. Istotną barierą jest także brak zaufania – zarówno do badaczy, jak i do instytucji, które bywają postrzegane jako część systemu, z którego te osoby czują się wykluczone. Ważnym czynnikiem ryzyka jest ich stan psychiczny: część rozmówców ma za sobą traumatyczne doświadczenia, uzależnienia, długotrwałą samotność. Dlatego rozmowy musiały być prowadzone z dużą ostrożnością i empatią. W naszym przypadku pomogło wcześniejsze poznanie badanych – zaufanie otworzyło możliwość autentycznej rozmowy i głębszej refleksji nad ich sytuacją – mówi dr hab. Ewa Flaszyńska.
Do badania wykorzystano autorski kwestionariusz indywidualnego wywiadu pogłębionego, obejmujący 13 pytań oraz metryczkę z podstawowymi danymi demograficznymi (takimi jak wiek czy wykształcenie). Rozmowy miały charakter swobodny, ale były ukierunkowane na konkretne zagadnienia – w odróżnieniu od badań ilościowych, w których respondenci jedynie zaznaczają gotowe odpowiedzi.
Badaczki pytały o przeszłość – okres sprzed kryzysu bezdomności, zdobyte wtedy wykształcenie, doświadczenia zawodowe i znaczenie pracy w życiu badanych. Interesowało je, jak osoby bezdomne dziś radzą sobie z codziennością: w jaki sposób zdobywają środki na utrzymanie, czy mają dostęp do opieki zdrowotnej, czy korzystają z pomocy urzędów pracy. Na koniec pytały o przyszłość – chęć i gotowość do podjęcia zatrudnienia.
Analizie poddano osiem wywiadów. Każdy trwał średnio około 40 minut.
– Niektórzy zostawali dłużej, chcieli opowiadać o sobie. Myślę, że były dwa powody: znali mnie i już mi zaufali, a być może nie mieli z kim porozmawiać – dodaje dr Marta Mikołajczyk.

Pracowici i zaangażowani
W zebranych odpowiedziach uderzająca jest wszechstronność i długość stażu zawodowego – badani mężczyźni byli w wieku między 38 a 52 lat. Sześciu z ośmiu pracowało nieprzerwanie ponad dekadę, a dwóch powyżej dwudziestu lat, m. in. w wykończeniówce, cukierni, piekarni, w pracach sadowniczych, rozładunku, a nawet na stanowiskach kierowniczych. W większości mieli ukończone szkoły zawodowe i wszyscy pracowali przed utratą dachu nad głową. Praca dawała im satysfakcję, poczucie sprawczości, spełnienia i dumy, dawała im poczucie stabilizacji i wypełniała życie społeczne.
Co ciekawe, badanych motywowała do pracy odpowiedzialność za rodzinę, potrzeba jej utrzymania, chęć dbania o dom, chęć spełniania marzeń, bycie trzeźwym człowiekiem, potrzeba aprobaty i pochwały – co przywołuje na myśl zwykłą ludzką potrzebę godnego życia. Biorąc pod uwagę ich pracowitość i zaangażowanie – czy to utrata pracy, i trudności w uzyskaniu zatrudnienia stały się powodem ich bezdomności, a jeśli nie to co?
Połowa badanych przyznała, że tak. Utrata pracy uniemożliwiła opłacenie rachunków za mieszkanie, powodowała zadłużenie i finalnie utratę dachu nad głową.
– Powiedzmy szczerze, nie masz pracy, to nie masz mieszkania, zaczynasz robić zadłużenia. Wyrzucają cię z chałupy, nie masz domu, no życie, tak się zaczyna bezdomność. Więc praca pozwalałaby choćby na jakiś pokój, tak na sam początek – mówi jeden z badanych.
Natomiast druga połowa wiązała swój obecny kryzys z uzależnieniami i stratą bliskich, czyli sytuacjami niezależnymi od sfery zawodowej.
– U mnie to, na przykład, jeśli chodzi o moją osobę, to śmierć mojej małżonki, wieloletniej, byliśmy razem 27 lat. I po tym się załamałem. I poszedłem nie w tą stronę, co trzeba. Wiadomo, w alkohol – mówi inny badany.

Zarabianie na szaro
Zatem z czego dziś utrzymują się badani i jak sobie radzą z zaspokajaniem bieżących potrzeb? Niezależnie od udzielanych przez mężczyzn odpowiedzi – jedna rzecz była im wspólna. Żadna z wykonywanych prac nie była rejestrowana.
Mężczyźni żyli w „szarej strefie” i wybór tego rodzaju zatrudnienia wynikał z zajęć komorniczych.
Najciekawszy jest fakt, że wszyscy badani wykazywali przy tym chęć zalegalizowania i posiadania stałej pracy. Połowa z nich dodała jednak, że nie zdecydowaliby się na to teraz z powodu zadłużenia. Pracują więc dorywczo, natomiast prawnie – z definicji – są bezrobotni. Chętnie zalegalizowaliby też swoje zatrudnienie, gdyby nie rychłe zajęcie ich wypłaty jako dłużników, co uniemożliwiłoby im życie – i tak już dziś na najniższym możliwym standardzie. W związku z tym badaczki stawiają pytanie: w jakim stopniu zadłużenie jest konsekwencją, a w jakim przyczyną bezrobocia? Pytanie pobudza do refleksji.
– Najbardziej poruszająca była wewnętrzna siła i godność tych, którzy pomimo doświadczenia bezdomności zachowali przekonanie o wartości pracy i potrzebie samorealizacji. Badani mówili o satysfakcji z dobrze wykonanej pracy, o dumie z rzemiosła, o radości z trzeźwości, o potrzebie „bycia potrzebnym”. Wielu z nich miało bogate doświadczenia zawodowe, od piekarza, przez montera, po kierownika magazynu i przez lata funkcjonowało na rynku pracy. Fascynujące było także to, że praca nadal stanowiła dla nich symbol normalności i utraconej tożsamości. Jednocześnie uderzające były paradoksy systemowe: osoby z wieloletnim doświadczeniem zawodowym pracują dorywczo „na czarno”, bo tylko tak mogą uniknąć zajęcia komorniczego. To pokazuje, że bezdomność nie oznacza braku kompetencji, lecz utratę bezpieczeństwa i wiary w instytucje – mówi dr hab. Ewa Flaszyńska.
Ja tylko po zdrowotne
Gdy przyglądamy się tej złożonej sytuacji życiowej, uderza kolejny paradoks. Odpowiedzi badanych dowodzą, że głównym motywem ich rejestracji w urzędzie pracy jest uzyskanie ubezpieczenia zdrowotnego czy zasiłku. Nic więcej. Dodają, że są „obrotni”. Mówią, że nie mają i nigdy nie mieli problemu ze znalezieniem pracy na własną rękę. Nie byli też zatem zainteresowani uczestnictwem w programach aktywizacji zawodowej, chyba że wymagało tego dalsze zarejestrowanie w urzędzie pracy. Są zainteresowani nabyciem uprawnień, np. na wózek widłowy – natomiast na te, którymi są zainteresowani często brak funduszy.
Wniosek jaki nasuwa się z odpowiedzi badanych mężczyzn jest taki, że instrumenty oferowane przez urząd pracy albo nie są im potrzebne, albo nie są adekwatne do ich potrzeb, albo tylko służą zabezpieczeniu potrzeb zdrowotnych.

W pułapce bezdomności
Relacje badanych uświadamiają, że obecny system nie zachęca do podjęcia pracy i korzystania z instrumentów aktywizacji zawodowej. Prowadzi wręcz do przyjęcia postawy biernej, przyzwyczajenia się, przesiąknięcia stylem życia, w którym osoby bezdomne polegają na zasiłkach z pomocy społecznej, wydawanych posiłkach (tzw. wydawkach), pomocy świadczonej przez organizacje pozarządowe i na szarej strefie, w której się odnaleźli. Mówią sami, że oferta pomocy w Warszawie jest tak bogata, że może wręcz zniechęcać do podjęcia pracy.
– Wyniki badań wskazują jednoznacznie, że aktywizacja zawodowa osób w kryzysie bezdomności musi mieć charakter zintegrowany, łączący wsparcie mieszkaniowe, psychologiczne, zdrowotne i zawodowe. Kluczowe jest indywidualne podejście: plan aktywizacji oparty na diagnozie potrzeb, potencjału i barier konkretnej osoby. Potrzebne są też zmiany legislacyjne, które umożliwią legalne zatrudnienie osób zadłużonych, np. poprzez częściowe zwolnienia z zajęć komorniczych – komentuje dr hab. Ewa Flaszyńska.
– Unikalność naszego badania polegała na tym, że oddałyśmy głos samym osobom bezdomnym, nie analizowałyśmy ich sytuacji z perspektywy instytucji, ale z ich własnego doświadczenia. Dzięki temu udało się uchwycić motywacje, emocje, wątpliwości i aspiracje, które w oficjalnych raportach pozostają niewidoczne. Temat stał się dla nas ważny, bo w dyskusjach o rynku pracy bezdomność pojawia się marginalnie, choć jest skrajnym przejawem wykluczenia zawodowego. Chciałyśmy pokazać, że każda historia bezdomności to także historia pracy, jej utraty, ale i pragnienia, by do niej wrócić – podsumowuje badaczka.

