Zalew informacji, który towarzyszy nam przy każdym włączeniu telefonu, może przytłaczać. Pojawiają się samozwańczy eksperci po weekendowych kursach, oferujący szybkie odpowiedzi na pytanie, jak żyć? Czy zwykły użytkownik internetu może zweryfikować ich kompetencje, czy pozostaje mu jedynie wiara w ich słowa? A co w przypadku tematów znacznie poważniejszych – wojen, katastrof, politycznych decyzji? Tu na pierwszy plan wysuwa się rola dziennikarzy – zgodnie z zasadami etyki zawodowej zobowiązanych do rzetelności, bezstronności i uczciwości.
To właśnie ich pracy – wykorzystaniu fotografii w głównych serwisach informacyjnych TVP, Polsatu i TVN przyjrzała się dr Monika Kożdoń-Dębecka z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego. Jej badanie rzuca światło na kwestię wpływu obrazów na wiarygodność telewizyjnych wiadomości.
Nie ma obrazka, nie ma historii
Badaczka przeanalizowała dziewięć materiałów informacyjnych z lat 2021–2023, poświęconych konfliktom zbrojnym. Wśród nich znalazły się newsy o ewakuacji wojsk USA z Afganistanu (2021), ostrzale Mariupola (2022), eksplozji rakiety w Przewodowie (2022) i obchodach Narodowego Dnia Pamięci Polaków ratujących Żydów (2023).
W analizie pojawiły się m.in. zdjęcie ciężarnej kobiety z ostrzeliwanego Mariupola, wykonane przez reportera Associated Press, amatorskie fotografie z miejsca upadku rakiety czy archiwalne ujęcia rodziny Ulmów z Podkarpacia. Badanie miało charakter jakościowy – co oznacza, że skupiało się na zrozumieniu, interpretacji i kontekście, a nie na liczbowych statystykach.
Z analiz wynika, że fotografie w newsach pojawiają się zazwyczaj w kilku określonych sytuacjach. Po pierwsze – wtedy, gdy dane zdjęcie zyskało szeroką rozpoznawalność poza telewizją i pominięcie go byłoby niezrozumiałe z punktu widzenia widza, który zna je już z mediów społecznościowych czy portali internetowych. Po drugie – gdy na miejscu wydarzenia zabrakło ekip telewizyjnych, jak w przypadku eksplozji w Przewodowie, gdzie wykorzystano zdjęcia wykonane przez świadków. Po trzecie – w odniesieniu do wydarzeń sprzed ery materiałów filmowych, kiedy fotografie stanowią jedyny dostępny zapis wizualny, jak w przypadku archiwalnych ujęć rodziny Ulmów.
Choć fotografie często uzupełniają materiał filmowy, badanie wykazało, że dziennikarze nie zawsze korzystają z nich w sposób w pełni rzetelny. Spośród 48 zdjęć przeanalizowanych w ramach badania, aż 23 – czyli niemal połowa – były jedynie luźno powiązane z treścią prezentowanych na ekranie wydarzeń. Wyraźna korelacja tekstu z obrazem dotyczyła tylko 12 fotografii, a więc jedynie co czwartego zdjęcia. 27% wszystkich fotografii nie miało jasnego związku z wypowiadanym w tle komentarzem głosowym (tzw. offem). Co więcej, aż 64% (czyli 31) zdjęć pozbawiono informacji o autorze lub źródle, co stanowi poważne uchybienie warsztatowe i prawne.

Halo, telewizja? Proszę przyjechać na Facebooka
Jak zauważa dr Kożdoń-Dębecka, zmienia się źródło obrazów wykorzystywanych w newsach. Coraz rzadziej korzysta się z profesjonalnych agencji fotograficznych – w zamian rośnie udział zdjęć z mediów społecznościowych, co wymaga szczególnej ostrożności i weryfikacji.
– Współcześnie coraz rzadziej używa się fotografii agencyjnej w materiałach newsowych, ponieważ telewizja jest już praktycznie wszędzie. Natomiast przybywa w newsach zdjęć z mediów społecznościowych i jest to coś, co może wpływać na sposób przekazu i konstruowania informacji – komentuje badaczka.
Zwłaszcza wtedy, gdy dziennikarze nie zdążyli jeszcze dotrzeć na miejsce, a internauci już zamieścili w sieci zdjęcia. – Tak było choćby w Przewodowie – mówi badaczka. Korzystanie z materiałów publikowanych na mediach społecznościowych jest zawsze obarczone ryzykiem, nigdy nie możemy być pewni, jak i kiedy powstała dana fotografia. Rolą dziennikarza jest dokładne sprawdzenie źródła, tego, w jakim momencie powstało zdjęcie i czy jego użycie może doprowadzić do dezinformacji.
– Zawsze nakłada to na dziennikarza czy dziennikarkę obowiązek sprawdzenia źródła, tego, czy to nie fake lub sztuczna inteligencja (AI). Komuś może np. zależeć, aby zdjęcie wyglądało generalnie na prawdziwe, a tylko jego fragment został zmanipulowany. Rolą dziennikarzy jest weryfikacja takich informacji – przypomina dr Kożdoń-Dębecka.

Kto nam zaręczy, że chałkoń istnieje?
Chałkoń to humorystyczne określenie obrazów generowanych przez AI, na których prawdziwość nabierają się użytkownicy internetu. Pierwotnie chodziło o pokaźnych rozmiarów bułkę w kształcie konia. Komentarze pod grafikami dowodzą, że nie każdy rozpoznał „fałszywkę”. Jakie niebezpieczeństwo towarzyszy wykorzystywaniu narzędzi sztucznej inteligencji przez dziennikarzy? Z prowadzonych przez dr Kożdoń-Dębecką badań wynika, że redakcyjni menedżerowie w telewizyjnych serwisach informacyjnych bardzo ostrożnie podchodzą do korzystania z narzędzi AI przy konstruowaniu treści newsów. Głównym powodem jest brak zaufania do danych z internetu.
Wyniki badania nie pozwalają na obronę hipotezy, że telewizyjni reporterzy, wykorzystując fotografie agencyjne i te pochodzące z mediów społecznościowych, zawsze nawiązują bezpośrednio w warstwie werbalnej telewizyjnych materiałów informacyjnych (w offie) do zawartości wizualnej fotografii. Mimo to, według badaczki z biegiem lat ludzie będą coraz bardziej doceniali informacje podawane przez dziennikarzy w telewizji. Użytkownicy mediów społecznościowych – tłumaczy – doświadczają poczucia zalania informacjami, które nazywa „smogiem informacyjnym”. Tymczasem, serwisy telewizyjne do pewnego stopnia odciążają nas od konieczności sprawdzania źródła informacji. Telewizja jest w stanie wyręczyć widza w procesie weryfikacji.