Populacja zapylaczy, organizmów niezbędnych w produkcji żywności i kluczowych dla prawidłowego funkcjonowania praktycznie wszystkich ekosystemów, jest obecnie zagrożona na całym świecie. Jedno z głośniejszych badań dotyczących tego zagadnienia – przeprowadzone w Niemczech w 2017 roku na terenie obszarów chronionych, głównie w rezerwatach przyrody – wykazało spadek liczebności owadów latających o ponad 75% w ciągu zaledwie 27 lat. Naukowcy oceniają, że na świecie wyginęło już 80-90% populacji pszczół.
Istnieje wiele czynników, które przyczyniają się do spadku liczebności owadów. Do głównych zalicza się intensywne rolnictwo, pestycydy i zmiany klimatu. Spadek bioróżnorodności następuje również z powodu degradacji środowiska naturalnego. Częścią tego globalnego zjawiska jest rozrastanie się miast. Prognozuje się, że do 2050 roku obszary zajmowane przez tereny miejskie wzrosną od 0,6 do 1,3 mln km². W ostatnich dziesięcioleciach wzrósł także odsetek światowej populacji mieszkającej na obszarach miejskich, z 30% w 1950 roku do 56% w 2019 roku.
Postępująca urbanizacja jest procesem, którego nie da się zatrzymać. To, co możemy zrobić – to zaplanować takie dostosowanie miast, by mogły stanowić ostoję dla dzikich gatunków roślin i zwierząt oraz umożliwiać ich interakcje, np. zapylanie. Bo beton, metal i szkło to materiały, które nie zapełnią naszych stołów koszem świeżych truskawek czy malin. Coraz więcej samorządów przy podejmowaniu decyzji uwzględnia wyniki badań naukowych i podejmuje kroki mające na celu dostosowanie tkanki miejskiej do potrzeb owadzich mieszkańców.
Zapylanie w Warszawie
Zespół naukowy Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Warszawskiego przebadał aktywność miejskich zapylaczy w ścisłym centrum Warszawy. W nowatorskim badaniu przeprowadzonym w 2021 roku na skwerach przy pl. Zawiszy i Unii Lubelskiej oraz przy rondach Dmowskiego i de Gaulle’a obserwowano interakcje między roślinami i zapylaczami. Celem badania było prześledzenie transportu ziaren pyłku na ciałach owadów przemieszczających się między obszarami zielonymi po gęstej miejskiej zabudowie. Botanicy jako pierwsi na świecie wykorzystali do tego tzw. kropki kwantowe (quantum dots), czyli mikroskopijnych rozmiarów kryształki, świecące jaskrawym kolorem po naświetleniu światłem UV.
Kropki kwantowe to stabilny i precyzyjny barwnik wykorzystywany przede wszystkim w medycynie, m.in. do diagnostyki chorób czy śledzenia dróg przemieszczania się cząstek wirusa w organizmie. Od kilkunastu lat kropki kwantowe stosuje się także do lepszego poznania relacji roślina-zapylacz. Badacze z zespołu naukowego Ogrodu Botanicznego UW pokryli roztworem zawierającym kropki kwantowe ziarna pyłku szachownic i liliowców rosnących w centrum Warszawy. W następnym kroku zebrali słupki, czyli części żeńskie kwiatów, z tych samych stanowisk, na których rosły rośliny z kropkami kwantowymi na pyłku. Oglądając zebrane słupki w świetle UV, udało się określić, skąd pochodzi znaleziony na nich pyłek. Ziarna pyłku świeciły bowiem na różne kolory — odpowiadające poszczególnym stanowiskom objętym eksperymentem.
Okazało się, że chociaż warszawskie zapylacze chętnie odwiedzają kwiaty w obrębie jednej populacji – np. ziarna pyłku z miejskiego zieleńca przy pl. Zawiszy były bardzo często znajdowane na słupkach kwiatów z tej właśnie populacji – to w poszukiwaniu pokarmu są również w stanie przemierzać na pozór nieprzystępne przestrzenie miasta. Ziarna pyłku spod słynnej palmy przy rondzie de Gaulle’a zostały znalezione nawet przy placu Unii Lubelskiej, oddalonym w linii prostej o mniej więcej dwa kilometry.
Zieleń ma znaczenie
Wyniki przeprowadzonych eksperymentów pokazują, że nawet niewielkie fragmenty zieleni w ścisłym centrum miasta mogą mieć ogromne znaczenie dla owadów. Nie jest im jednak obojętne, jakiego rodzaju będzie to zieleń. Trzmiele czy pszczoły raczej nie przywiązują się do jednej populacji roślin, a poruszają się w określonych zasięgach, specyficznych dla różnych grup zapylaczy. Przykładowo dla trzmieli taki zasięg wyniesie około 1700 m, a dla samotnych pszczół już tylko około 600 m.
Wpływ obszarów zielonych zależy nie tylko od zasięgu żerowania, ale też od pory roku czy jakości pokarmu np. zasobności w rośliny z kwiatami bogatymi w pyłek czy nektar.
– Czasem duży obszar z regularnie koszoną trawą, choć uznawany powszechnie za solidną, miejską zieleń, może okazać się dla zapylaczy pokarmową pustynią, niemożliwą lub trudną do przemierzenia – mówi dr Katarzyna Roguz z Ogrodu Botanicznego UW.
Miasto zapylaczy
Aby miejskie zapylacze miały możliwość skutecznej pracy, niezbędne jest zapewnienie odpowiednich warunków. Tu brane pod uwagę powinny być konkretne, określone przez badaczy czynniki.
Pierwszym z nich jest tzw. przepuszczalność, czyli stopień zagęszczenia miejskiej zabudowy. Gdy poziom obszarów nieprzepuszczalnych w mieście jest większy niż 50%, liczebność zapylaczy zaczyna spadać. Dobre warunki do życia zapylacze mają w miastach o umiarkowanym stopniu zabudowania. Co ciekawe, czasem tereny tego rodzaju stanowią dla nich lepszą przestrzeń do życia niż siedliska, w których prowadzi się intensywną gospodarkę rolną.
Różnorodność biologiczna jest drugim czynnikiem, który warunkuje to, jak efektywne będzie zapylanie w mieście. I tu Warszawa może pochwalić się ciekawymi rozwiązaniami, zwiększającymi bioróżnorodność.
– W Warszawie dbałość o relacje roślin i ich zapylaczy jest budująca – cieszy się dr Roguz. – Posłużę się tu konkretnym przykładem różanki na Polu Mokotowskim, którą tworzyliśmy we współpracy z miastem. Zamiast róż podsypanych korą, które niewątpliwie wyglądają pięknie, ale często nie są wystarczającym źródłem pokarmu dla zapylaczy, mamy „mezalians” łąki i różanki. Tym samym zapewniamy zapylaczom dużą dostępność pokarmu przez cały sezon wegetacyjny, a nie tylko w okresie kwitnienia róż. By owady zapylające miały w mieście odpowiednią stołówkę, warto rozkuwać beton, przetykać obszary nieprzepuszczalne zieleńcami z roślinami kwiatowymi, rzadziej kosić i projektować zieleń tak, by dbać o zasoby pokarmowe dla zapylaczy przez cały sezon wegetacyjny – mówi badaczka.
Zaprzyjaźnij się z owadami
Chociaż zmiany klimatyczne i degradacja środowiska stale postępują, każdy z nas może podejmować kroki, by żyło się lepiej – zarówno nam, jak i owadom. Każdy, kto ma ogródek, balkon lub choćby niewielki skrawek zieleni w okolicy, może mieć swój wkład w to, by zapewnić miejskim zapylaczom lepsze warunki do życia. Nawet tak proste działania jak ograniczenie koszenia lub sianie gatunków zakwitających przez cały okres wegetacji – wrzosów, przebiśniegów, ale także chwastów, jak choćby dziewanna – przynoszą wymierne korzyści.




Autorka ilustracji botanicznych: Izabela Wolska-Kuśmider
Infografika: Izabela Kuzyszyn | Ogród Botaniczny Uniwersytetu Warszawskiego