W Polsce na jednego mieszkańca przypada rocznie zaledwie 1600 m3 odnawialnej wody – podaje GUS. Dla porównania, w Chorwacji liczba ta sięga 28 800 m3. U sąsiadujących z nami Słowaków to 14 800 m3. Za ten stan rzeczy winić należy, przede wszystkim, ocieplający się klimat, ale też błędy w zarządzaniu wodą. Polska przez dekady osuszała bagna, prostowała rzeki i betonowała miasta. W efekcie woda zamiast się zatrzymywać i gromadzić, ucieka prosto do morza. Przyspieszony spływ, potęguje wynikający ze zmian klimatycznych deficyt wody w glebie i rzekach.
Susze, powodzie, zła jakość wód to już codzienność. A będzie gorzej. Projekcje na drugą połowę XXI wieku przewidują zwiększenie częstotliwości i intensywności susz w centralnej części Europy. Czy dopiero wtedy, gdy woda stanie się kosztownym (i spornym!) zasobem zdamy sobie sprawę, jak ważnym jest elementem naszego codziennego życia? A może powinniśmy postrzegać wodę nie tylko jako zasób, którym zarządzamy, ale jako coś, co nas otacza, zmienia i z czym pozostajemy w relacji? Tej kwestii postanowiły się przyjrzeć badaczki z Uniwersytetu Warszawskiego. Dr Małgorzata Owczarska, dr Magdalena Kozhevnikova i mgr Magdalena Siemaszko sprawdziły, jak ludzie w różnych regionach Polski doświadczają braku, nadmiaru i obecności wody.
Projekt „Doświadczenie braku, nadmiaru i zrównoważonej obecności wody. Szkic w nurcie błękitnej antropologii” jest jednym z pierwszych w Polsce, który łączy metody antropologii, ekologii i badań audiowizualnych, by uchwycić lokalne, kulturowe i emocjonalne doświadczenia wody. Badaczkom zależało na ukazaniu wody nie jako zasobu technicznego, ale jako pełnoprawnego uczestnika życia społecznego, historycznego i kulturowego. To podejście różni się od klasycznych badań hydrologicznych. Nie chodzi o pomiar opadów czy wysokości wód. Chodzi o to, jak my – ludzie – przeżywamy wodę: jak o niej mówimy, jak ją zapamiętujemy, jak reagujemy, gdy znika lub wdziera się do piwnic; ale również o to, jak woda aktywnie współtworzy społeczne światy.

Jak badać relację z wodą?
W projekcie rozważano trzy podstawowe scenariusze wodne, w trzech lokalizacjach. Każda z nich odsłaniała specyfikę miejscowych relacji mieszkańców ze „swoją” wodą. Dobór miejsc umożliwiał przyjrzenie się wodzie nizinnej w otoczeniu rolniczym, wodzie w zindustrializowanych terenach górskich oraz w dużej aglomeracji miejskiej. W badaniu stosowano metody jakościowe: obserwację uczestniczącą, wywiady pogłębione, rozmowy, nagrania dźwiękowe i wizualne.
Jednym z terenów badań był Biebrzański Park Narodowy z otuliną. To miejsce znane z unikalnych na skalę Europy mokradeł o pół-antropogenicznym charakterze, gdzie zamiast „powodzi” rokrocznie występowały rozlewiska. Obecnie region zmaga się z suszą i deregulacją cyklów rozlewania rzeki. Badaczki zauważyły, że dominującą praktyką wiążącą ludzi z mokradłami i z Biebrzą było tutaj „sianowanie” – koszenie łąk, które dawniej było sposobem dbania o teren i bydło, a po przemianach w rolnictwie początku XXI w. stało się przedmiotem konfliktu między Parkiem Narodowym a społecznością lokalną, głównie rolniczą. Niezgoda wynika z historii regionu, odmiennych rodzajów estetyki, wiedzy i praktyk rozumianych jako „dbanie” o rzekę.
W Dolinie Bobru na Dolnym Śląsku dominuje z kolei infrastruktura przeciwpowodziowa. Badaczki analizowały, jak tamtejsze społeczności funkcjonują w cieniu zapór, elektrowni i jazów. Dolnośląskie rzeki regulowano i wykorzystywano do produkcji np. papieru, materiałów tekstylnych, co nieodwracalnie przekształciło krajobraz. „Głos” rzek słychać poprzez historyczną i współczesną infrastrukturę, udział i zanik dzikich mieszkańców rzek czy poziom zanieczyszczenia. Mieszkańcy dzielili się m.in. wspomnieniami o połowie pstrągów w tamtejszym strumieniu, czy o kąpieli w rzece z toksyczną pianą. Na podstawie rozmów terenowych w tym regionie powstała interaktywna mapa około stuletnich, „poniemieckich” ujęć wody Pilchowic, zawierająca podwodne nagrania i rozmowy z mieszkańcami, która dokumentuje hydroświaty regionu (https://powody.pl/pilchowice).
Nad warszawską Wisłą projekt przyjął formę badawczej żeglugi. Z pokładu drewnianej łodzi „Rwij Gałązki” badaczki rozmawiały ze spotykanymi osobami, nagrywały dźwięki na powierzchni i spod wody, fotografowały i filmowały. Dokumentowano nie tylko rzekę, ale także miejskie fontanny i zanikające cieki wodne. Była to próba przedstawienia, jak można doświadczać wody inaczej niż poprzez czytanie o niej (https://powody.pl). Opracowano również studium przypadku dotyczące wykorzystania małży w systemach miejskich wodociągów, ze szczególnym uwzględnieniem aspektów etycznych tej formy współpracy międzygatunkowej.

Co się stało z wodą?
Z badań antropolożek z UW wyłania się obraz głębokiego rozdziału między człowiekiem a wodą, który narastał przez ostatnie 150 lat. Naszą relację z wodą zaburzyły przemiany związane z nowoczesnością. Od XIX wieku zaczęliśmy postrzegać wodę jako abstrakcyjny związek chemiczny – coś, czym się zarządza, mierzy, reguluje. Wtedy też ruszyły wielkie programy osuszania i melioracji. Dziś długość rowów melioracyjnych w Polsce to niemal tyle, ile dystans z Ziemi do Księżyca!
– Wraz z nowoczesnością woda stała się abstrakcyjna i straciła niemal wszelkie duchowe konotacje. Dawniej w europejskich zbiornikach mieszkały rusałki, w studniach różnego rodzaju duchy, każda woda miała swój charakter. Gdy Rzymianie budowali akwedukty, nie łączyli cieków, ponieważ każdy miał swoją specyfikę i nie można było ich mieszać. To wszystko przestało być ważne pod koniec XIX wieku – opowiada dr Owczarska.
W pewnym momencie naszej historii woda straciła swoją podmiotowość. Wraz z rozkręcaniem się rewolucji przemysłowej, zaczęła być rozumiana jednocześnie jako zagrożenie i zasób, który ma służyć człowiekowi do pracy. Regulacja cieków wodnych miała sprawić, by nieużytki stały się bardziej wydajne, a rzeki kontrolowalne dla wspólnego dobra. Nie myślano wtedy o aspektach ekologicznych.
– Innym argumentem za odprowadzaniem wody z terenów podmokłych było to, że woda stojąca została uznana za niebezpieczną sanitarnie. Tereny podmokłe miały wydzielać tak zwane zgniłe powietrze, wyziewy bagniste, w których upatrywano przyczyny choroby i śmierci. W taki sposób legitymizując osuszenie mokradeł i regulację rzek – komentuje dr Owczarska.

Woda się odpłaca?
Skutki takiego postępowania obserwujemy dziś. Woda reaguje powoli, ale konsekwentnie. Systemy odwodnieniowe –takie jak rowy melioracyjne czy kanały – które w założeniu miały chronić przed nadmiarem stojącej wody, teraz potęgują suszę. Wybetonowane i wyprostowane koryta rzeczek i strumieni tymczasem potęgują ryzyko powodzi. Działają jak rynna – woda spływa przez nie za szybko, jeszcze zanim zdąży wsiąknąć w glebę. A kiedy dochodzi do ekstremalnych zjawisk pogodowych np. ulewnych deszczy, woda ścieka po takim wysuszonym terenie błyskawicznie, powodując nagłe przybory. Zgromadzona w takim „rynnowym” korycie nie mieści się, płynie z impetem, co prowadzi do lokalnych podtopień i tzw. powodzi błyskawicznej.
– Zachodzi synergia. To, w jaki sposób obchodzimy się z wodą, zaczyna zbiegać się ze zmianami klimatycznymi i akcelerowaniem przez człowieka pewnych zjawisk – mówi badaczka i dodaje, że zmienia się cyrkulacja wody.
W Polsce wciąż spada około 600 mm deszczu rocznie, jednak woda nie pojawia się w postaci roztopów i długotrwałych, mżących opadów. Teraz przychodzą intensywne ulewy przerywane długimi okresami suszy.
Wróć do wody
Projekt „Doświadczenie braku, nadmiaru i zrównoważonej obecności wody” to próba powrotu do relacji z wodą. Chodzi o zmianę perspektywy myślenia o wodzie na taką, która sytuuje się na styku tego, co ludzkie i pozaludzkie, i o ponowne włączenie wody w kontekst społeczny. Celem badaczek było m.in. pokazywanie, jak może wyglądać nasza relacja z wodą oraz tworzenie odpowiednich pojęć, aby o tej relacji opowiadać.
– Zależało nam na tym, żebyśmy zaczęli wracać do rzek, by rozumieć nasze relacje poprzez ucieleśnienie, a nie opowiadanie. Przykładowo, perspektywa „z wody” zmienia ogląd Warszawy. Czymś zupełnie innym jest też podział na „z prądem” i „pod prąd”, od podziału na prawy i lewy brzeg, który zazwyczaj rozumiemy w kontekście mostów – tłumaczy dr Owczarska.
By uwolnić się od myślenia z perspektywy lądu, badaczki stosowały m.in. podwodną kamerę i mikrofon. W ten sposób chciały pokazać szerszej publiczności, że rzeka nie jest tylko niebieską wstążką w krajobrazie, ale ma swoje „nad” i „pod”.
– A pod spodem dzieje się coś niesamowitego. Kiedy pokazywaliśmy takie materiały na spotkaniu koła gospodyń, panie witały je okrzykami: „jakież to jest piękne!”. Chodzi również o pewną pracę estetyki. Po zobaczeniu własnego, domowego krajobrazu spod wody panie nagle uznały, że nie będą np. wycinać grążeli żółtych czy innych roślin wodnych, a to akurat pomaga retencjonować wodę w krajobrazie i przeciwdziałać suszy – mówi badaczka.

Ja i woda
Podczas projektu odkryto setki lokalnych mikrohistorii wodnych. Część z tych opowieści jest unikalna, część jest wspólna dla wielu mieszkańców tego samego regionu. Przykładowo, charakterystycznym doświadczeniem wody dla wielu mieszkańców Doliny Biebrzy są sianokosy. W Pilchowicach – gdy mieszkańcy myślą o wodzie –przywołują hydrostruktury i stare, poniemieckie urządzenia wodociągowe, powodzie. Wiele wodnych związków pojawiło się w Warszawie:
– Tych relacji jest tak wiele i są tak różnorodne, że musiałybyśmy zrealizować kilka osobnych projektów, aby je wszystkie dokładnie zgłębić. Zidentyfikowałyśmy cały szereg wątków: od śmieci i kryzysu bezdomności, czyli klasowego używania wody; przez fontanny, w których kąpią się dzieci, i ludzi, którzy te fontanny naprawiają; bioindykatory miejskie, które pozwalają dostrzec, że w ogóle mamy do czynienia z suszą; projekty renaturalizacyjne, rozszczelnianie miasta i błękitno-zieloną infrastrukturę; aż po społeczności wodniackie, naturystów i inne mikrorelacje uwarunkowane lokalnie – tłumaczy dr Owczarska.
Badaczki w swojej pracy wprowadzają pojęcie hydroperformatywności – pokazując, że to, jak mówimy o wodzie i jak o niej myślimy, w spotkaniu z materialną sprawczością wody, współtworzy nasze wodne światy, ale i wodne kryzysy. Projekt pokazuje, że woda nie jest tylko fizycznym zjawiskiem, ale społeczną i kulturową rzeczywistością. Nie tylko cieknie z kranu, ale kształtuje nasze decyzje, wpływa na relacje i budzi emocje. Rozumienie relacji z wodą może być kluczem do lepszego reagowania na kryzysy klimatyczne. Nie tylko inżynierowie i politycy, ale także mieszkańcy, lokalne społeczności i instytucje mogą zacząć „widzieć wodę” – nie jako coś abstrakcyjnego, ale jako bliskiego sąsiada, który ma historię, głos i pamięć.