Kiedy mówimy o książkach, najczęściej mamy na myśli ich treść. Nieodłączną częścią przyjemności związanej z czytaniem jest jednak choćby zapach pożółkłych stron lub przeciwnie – książki dopiero co wydrukowanej. To, co się dzieje z książką, zależy od tego, kto i dlaczego ją czyta.
Tekst jest tylko jedną ze składowych. Na kartach dawnej książki, tak drukowanej jak i rękopiśmiennej, poza tekstem mógł znajdować się malowany herb właściciela, ilustracja, zapis nutowy, diagram, mapa czy wielobarwna dekoracja z ludzkimi i zwierzęcymi postaciami. Sama jej oprawa była kosztownym przedmiotem artystycznym. Przykład? Srebrne oprawy książek z kolekcji Albrechta Hohenzollerna, wykonane przez złotników z Królewca.
Rozpiętość cen książek rękopiśmiennych i drukowanych w XV i XVI wieku była bardzo duża. Wartość kompletnego rękopisu Roczników Długosza oszacowano w latach 80. XVI wieku na 3000 florenów, czyli na kwotę, za którą można było wówczas kupić kamienicę na rynku w Krakowie. W tym czasie cena najdroższych książek drukowanych wynosiła tyle, ile miejski urzędnik zarabiał średnio przez cały rok. Większe grono odbiorców miało dostęp do najtańszych druków.
Na potrzeby dworów królewskich zamawiano kodeksy, które często nie zdradzają śladów intensywnego użytkowania. W przypadku książek drukowanych w XV i XVI wieku zdarzało się, że część nakładu – przeznaczoną dla najbardziej zamożnych odbiorców – tłoczono na pergaminie i pokrywano malarską dekoracją. Wyższy nakład drukowano na papierze i sprzedawano (bez dodatkowych zdobień) za niższą cenę. Te egzemplarze noszą często liczne ślady aktywnej lektury czy ingerencji w zawartość książki. Dlatego badanie staropolskich książek może stanowić źródło wiedzy nie tylko o dawnych technikach drukarskich, ale także o lekturowych zwyczajach, a nawet kolejach życia czytelników.

Książki oddziaływały na wszystkie zmysły
W badaniach dr Karoliny Mroziewicz z Wydziału Nauk o Kulturze i Sztuce UW dawna książka występuje przede wszystkim jako obiekt materialny, wytwór artystyczny, ważna jest jej wartość estetyczna. Dawne książki to przedmioty trójwymiarowe, oddziałujące na zmysły odbiorców, nie tylko na wzrok, ale także dotyk czy słuch.
Inny był wygląd książki wydrukowanej na papierze czerpanym, inny zaś takiej, którą odbito na skórze cielęcej. Każda karta papieru czy pergaminu, na którym drukowano szczególnie cenne książki, ma swoją fakturę. Przesuwając dłoń po tekście czytelnik wyczuwał zgrubienia – ślady sita żeberkowego w ręcznie czerpanym papierze lub miękką, niemal atłasową powierzchnię wyprawionej skóry cielęcej. Interakcja z książką obejmowała – niekiedy bardzo żywiołowe – reakcje na tekst: skreślenia, podkreślenia czy polemiczne noty; odnajdujemy je dzisiaj na kartach różnych woluminów. Czytelnicy reagowali także na obraz – zamalowywano motywy uznawane za nieobyczajne, oszpecano portrety nielubianych osób lub dorysowywano na ilustracjach dodatkowe przedmioty albo postaci. Nie bez znaczenia był kolor. Pokolorowanie przez odbiorcę ryciny czerwoną farbą mogło wzmacniało dramatyzm ukazanej sceny, na przykład takiej jak Sąd Ostateczny. Oddziaływanie staropolskiej książki na zmysły odbiorcy sprawiało, że jej lektura była rozbudowanym doświadczeniem.
– Wachlarz możliwych interakcji czytelnika z książką był znacznie bogatszy w wiekach dawnych niż obecnie. Nożyczki, klej, inkaust i farby były chętnie wykorzystywane przez odbiorców dawnej książki do personalizowania zawartości ich woluminów. Praktyki te, w XV i XVI wieku dość powszechne, a dziś ograniczone głównie do dziecięcych zeszytów ćwiczeń, świadczą o bliskich relacjach między czytelnikiem a jego książką – wyjaśnia badaczka.
Wraz z masową produkcją książka zaczęła zatracać swój ekskluzywny i jednostkowy charakter. Popularne dziś czytniki elektroniczne sprawiają, że obcujemy często jedynie z tekstem na ekranie i tracimy kontakt z materialnym obiektem.
Czytelnicy komentują i dyskutują
Istnienie niezwykłej więzi z książkami potwierdza to, iż książki rodzinne, szczególnie cenne, przekazywano nieraz z pokolenia na pokolenie. Anonimowi czytelnicy Kroniki wszystkiego świata Marcina Bielskiego pozwalali sobie nie tylko na poprawianie tekstu czy kolorowanie rycin, ale zdarzało im się również prowadzić na kartach książki śmiałą polemikę z autorem: „A! głupi Autor” (później ktoś inny dopisał: „Prawda, że bardzo głupi ten autor”). Tego rodzaju wpisy dzieliło niekiedy kilka dekad, co w ograniczonym stopniu przypomina toczone, zwykle jednak w krótszych przedziałach czasu, wymiany komentarzy w przestrzeni internetu. Interakcje użytkowników z książkami miały bardzo fizyczny wymiar.
– Komentarze pozostawione na marginesach przez jednego czytelnika stawały się niekiedy przedmiotem uwag kolejnych użytkowników książki – co jest zjawiskiem do pewnego stopnia porównywalnym do dzisiejszych czatów – ale objętość tych komentarzy zawsze ograniczała powierzchnia marginesu albo interlinii. Interakcje czytelnicze odbywały się zawsze w obrębie karty książki; miały swój materialny wymiar – tłumaczy dr Karolina Mroziewicz.
„Czyszczenie” egzemplarzy z heretyckich treści albo zamazywanie nieobyczajnych motywów pozostawiało zawsze fizyczny ślad. Strzępki karty lub brakujące części składki sygnalizują dziurę w zawartości książki, którą można porównać do „znikania” kontrowersyjnych wpisów w mediach społecznościowych.
Powiedz, co (i jak) czytasz – powiem, kim jesteś
Dawną książkę cechuje większa różnorodność niż mogłoby się wydawać. To, czym była jako przedmiot, a zarazem, w jaki sposób była traktowana, zależało przede wszystkim od czytelnika. Dla króla lub arystokracji zdobiony kodeks stanowił symbol bogactwa i władzy. Dla staropolskich uczonych książka była narzędziem pracy – źródłem wiedzy i laboratorium w jednym.
– Ludzie nauki pokrywali marginesy książek polemicznymi notatkami i odsyłaczami do innych lektur, z których korzystali, studiując konkretne zagadnienia. Niekiedy opracowywali własne systemy oznaczeń, które pozwalały im szybko znaleźć odniesienia do określonych fragmentów czy problemów. Zasadnicze znaczenie dla sposobów, w jakie dawni czytelnicy użytkowali swoje egzemplarze, ma również tematyka – komentuje badaczka.
Kronika Bielskiego kierowana była przede wszystkim do szlacheckiego czytelnika, przywiązanego do wartości rodzinnych, zainteresowanego narodową historią i tradycją. W strukturę kroniki można było wpisać wydarzenia z własnego życia. Z kolei dzieło O ziołach i o mocy ich Stefana Falimirza było praktycznym zbiorem wiedzy, z którego chętnie czerpali aptekarze, zielarze czy medycy. Zawierało wskazówki dotyczące ziołolecznictwa, stawiania baniek, upuszczania krwi. Ważną częścią tej publikacji były ilustracje, ułatwiające orientację w materiale i stanowiące źródło informacji o opisywanych środkach leczniczych. Wybrane ilustracje bywały ręcznie kolorowane, aby łatwiej można było zidentyfikować przedstawione gatunki roślin; a obok rycin czytelnicy nieraz odnotowywali znane sobie alternatywne warianty ich nazw.
Za decyzją o ingerencji w materialność książki stać więc mogły różne motywacje – od czysto pragmatycznych, aż po względy natury etycznej. Na kartach dawnych książek znajdujemy ślady dyskusji, które nieraz toczyły się dłużej niż przez stulecie. Czy taką ciągłość komunikacji jesteśmy w stanie utrzymać w ciągle zamieniającej się przestrzeni internetu i nowych mediów?