To, co charakterystyczne dla naszego popularnego wyobrażenia każdej mapy, czyli rysowane na niej granice – państw, regionów, zasięgów zwierząt i roślin czy krain geograficznych, zazwyczaj jest normowanym porozumieniami ustaleniem pomiędzy ludźmi. Dla bakterii i wirusów, dla konsekwencji zmian klimatycznych, a nawet dla procesów społecznych te granice definiowane w powszechnym rozumieniu nie istnieją. Tak jak my możemy wsiąść w samolot na Okęciu, by następnego ranka znaleźć się na innej półkuli, z taką samą łatwością przemieszczają się patogeny czy idee. Zarówno jedne, jak i drugie mogą rozprzestrzenić się błyskawicznie.
W świecie pełnym natychmiastowych połączeń i szybkiego dostępu do informacji, procesy zachodzące w każdym ułamku sekundy tworzą pozornie chaotyczną mozaikę. Czy z otaczającego nas szumu da się cokolwiek wywnioskować? Tak, jeżeli uda się go złożyć w potężne bazy danych i ujarzmić przy pomocy zaawansowanych obliczeń matematycznych. Poszczególne kawałki tej informacyjnej układanki łączą ze sobą naukowcy z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego. Są przekonani, że dzięki współpracy będą w stanie wspólnie przygotować świat na nieznane.

Co wynika z danych?
Kiedy na mapę spogląda dr Aneta Afelt z ICM UW, linie graniczne – nawet te oczywiste między wodami a lądem – są dla niej jedynie symbolem kartograficznym. Jak przekonuje, w przyrodzie te sztuczne linie po prostu nie istnieją.
– Przywykliśmy do myślenia o ściśle określonych granicach państw, miast czy województw (regionów). Tymczasem w przyrodzie zawsze są jakieś strefy przenikania się, warunki pośrednie. Badając je, jesteśmy w stanie ocenić strukturę ekosystemów i przewidzieć kierunek ich ewolucji. Dynamika ewolucji, a często rewolucji, jest szczególnie istotna, kiedy oceniamy zagrożenie epidemiologiczne – tłumaczy.
Badaczka pracuje w nurcie One Health/Planetary Health polegającym na całościowym podejściu do zdrowia – nie tylko ludzi, ale też zwierząt w ujęciu socjo-ekosystemów. Globalne problemy ekologiczne wpływają bowiem zarówno na dobrostan nasz, jak i świata, w którym żyjemy. Działające w oparciu o tę koncepcję interdyscyplinarne zespoły naukowców koncentrują się na interakcjach między środowiskiem społecznym a przyrodniczym, uznając ich wzajemne powiązania i zależności. Przykładowo: choroby zakaźne (np. wywołane przez koronawirusy, jak COVID-19, czy grypa i ptasia grypa jako jeden z jej wariantów, będące skutkiem zakażenia wirusem grypy) często przenoszą się między gatunkami. Dlatego ich kontrola wymaga współpracy lekarzy, weterynarzy, ekologów i innych specjalistów.
Badacze z ICM UW współpracują w ramach międzynarodowych interdyscyplinarnych projektów z epidemiologami, weterynarzami, biologami, matematykami, geografami i innymi specjalistami z różnych dziedzin z całego świata. Wszyscy oni gromadzą dane, dzięki którym podejmują próby zrozumienia i przewidywania potencjalnych zagrożeń. Rekomendacje i raporty powstałe na podstawie baz danych i zaawansowanych obliczeń okazują się niezwykle trafne. Przykładowo: już w 2017 roku, po przebadaniu koronawirusów u nietoperzy w Laosie i Kambodży, dodaniu danych już opublikowanych wyników z regionu Azji Południowo-Wschodniej, a następnie zestawieniu wyników w kontekście presji antropogenicznej na środowisko przyrodnicze w regionie – stwierdzono istnienie bardzo wysokiego ryzyka wystąpienia nowego koronawirusa odzwierzęcego wśród ludzi (o czym badacze alarmowali w czasopiśmie „Frontiers of Microbiology”, w artykule Bats, Coronaviruses, and Deforestation: Toward the Emergence of Novel Infectious Diseases?). Już w trakcie pandemii COVID-19 okazało się, że w regionalnych archiwach w Kambodży zidentyfikowano historyczne próbki koronawirusa pobranego od nietoperzy blisko spowinowacone z niesławnym pobratymcem z Wuhan. Niestety, scenariusz przedstawiony w publikacji z marca 2018 r. zrealizował się w rzeczywistości…za szybko!

Przesłanie dla świata
Podejście One Health to w uproszczeniu suma wszystkich interakcji w obrębie socjo-ekosystemu, czyli warunków przyrodniczych i społecznych rozumianych jako otwarty system interakcji. Z tego punktu widzenia nasz dobrostan zdrowotny (fizyczny i psychiczny) jest ściśle powiązany z jakością otaczającego nas środowiska przyrodniczego. W 2023 r. dr Aneta Afelt wraz z kolegami z Brazylii, USA i Francji przygotowała raport dotyczący dysproporcji w dostępie do terenów zielonych w wielkich miastach Brazylii właśnie w trakcie pandemii COVID-19.
– Kto przeżył pandemię w Polsce, ten pamięta, że nawet skrawek ogródka czy własny balkon potrafiły przynieść ulgę w radzeniu sobie z rzeczywistością samoizolacji – zauważa badaczka.
Takiego luksusu nie miała jednak większość ubogich mieszkańców brazylijskich metropolii. Jak wynika z analizy, w dzielnicach slumsów – czyli favelach – tereny zielone wewnątrz faveli właściwie nie występują. Zabudowany jest każdy skrawek przestrzeni. Tymczasem w częściach miasta zamieszkanych przez klasę średnią można doświadczyć standardu znanego nam z ulic europejskich stolic. Co z tego wynika i jakie niesie za sobą wyzwania dla nas i dla przyszłych pokoleń?
– Ważnym przesłaniem płynącym z badania jest to, że potrzebujemy równości w dostępie do terenów zielonych, niezależnie od statusu ekonomicznego. Tworzenie zielono-niebieskiej infrastruktury – co jest świetnie rozwijane w Europie, w tym w wielu miastach Polski – to jedna z adaptacji do zmian klimatu. Zieleń i woda powodują zmianę bilansu energetycznego przestrzeni miejskiej, obniżając stres termiczny podczas fal upałów. Jeżeli takimi miękkimi metodami obniżymy presję termiczną, to jednocześnie stabilizujemy ekosystem dla lokalnych roślin i lokalnych gatunków zwierząt na najbliższe 50-100 lat – wyjaśnia badaczka.

Efekt motyla
Aneta Afelt wraz z kolegami z ICM UW biorą obecnie udział w międzynarodowym projekcie MOSAIC (Multi-site Application of Open Science in the Creation of Healthy Environments Involving Local Communities). Ma on na celu dokładne zbadanie problemów i potrzeb oraz wsparcie w poszukiwaniu rozwiązań w tzw. społecznościach transgranicznych. Chodzi o wspólnoty żyjące najdalej od centrów administracyjnych, niekiedy o skomplikowanej tożsamości etnicznej, często pozostawione bez systemowego wsparcia. Przykładem mogą być Masajowie zamieszkujący pogranicze kenijsko-tanzańskie. Przechodzą oni właśnie przez potężną zmianę kulturową – porzucając nomadyczny tryb życia na rzecz stałego osadnictwa. Problem w tym, że to, co w Europie ewoluowało na przestrzeni kilku stuleci – w przypadku Masajów zachodzi w trakcie jednego-dwóch pokoleń. Oznacza to zarówno problemy, jak i nowe możliwości. Z jednej strony wygradzanie sawanny zaburza naturalne trasy migracyjne zwierząt, a intensywne i niezmechanizowane rolnictwo prowadzi do zanieczyszczenia wód gruntowych… Z drugiej z kolei, osiadły tryb życia to łatwiejszy dostęp do opieki medycznej oraz szansa na edukację, również dla dziewcząt i kobiet.
Problemy Masajów mogą nam się wydawać odległe, ale w dzisiejszym ultrazglobalizowanym świecie odległość traci na znaczeniu. Wszyscy doświadczamy zmiany. Z perspektywy centralnej Europy mogą one nie zachodzić tak szybko, niemniej nadal są faktem – dość spojrzeć na presję zmieniającego się klimatu. Tym bardziej warto się przygotować na to, co przyniesie jutro. Warto pamiętać, że badania prowadzone choćby przez naukowców z ICM UW i dr Afelt to nie tylko szczegółowe analizy i rekomendacje – to przede wszystkim informacja. A w tych wymagających czasach wiedza o tym, jaka jest dynamika zachodzących procesów i jakie są ich spodziewane konsekwencje, może okazać się – całkiem dosłownie – zbawienna.
– Żyjemy w nowej epoce geologicznej – antropocenie – czyli epoce wpływu człowieka na ekosystem Ziemi. Procesy, które przebiegają lokalnie, nie pozostają długofalowo procesami lokalnymi, tylko wychodzą bardzo szybko na płaszczyznę procesów globalnych. Weźmy COVID-19: pierwsze zdiagnozowane duże ognisko zostaje oznaczone w Wuhan. Pierwsze symptomy choroby występują, mniej więcej, po 5 dniach od zakażenia SARS-CoV-2. Transport z Wuhan do Warszawy to 17 godzin. Ktoś (nieświadomy sytuacji epidemiologicznej), kto załatwiał w tym czasie interesy w Wuhan i był eksponowany na zakażenie koronawirusem, wrócił do domu do Warszawy i …zaczął zarażać rodzinę, bliskich, znajomych: osoby, z którymi był w interakcji społecznej. A nawet nie miał okazji poczuć zagrożenia, nie miał okazji się o tym dowiedzieć, bo o epidemii na tym wczesnym etapie nikt formalnie nie wiedział. To tzw. latentna, czyli wczesna faza epidemii, kiedy obecność osób zakażonych jeszcze umyka systemowi ochrony zdrowia – nie jest „widoczna” w systemie – mówi badaczka.
Dzięki pracy w dużych, międzynarodowych zespołach i zastosowaniu interdyscyplinarnego podejścia naukowcy potrafią dziś przygotowywać prognozy o wysokiej trafności/precyzji. Na ich podstawie są przygotowywane modele i rekomendacje. Jednak to, czy z nich skorzystamy, zależy od wdrożenia wiedzy – a więc od decydentów i nas samych.